Jestem przy Tobie
3
Wściekły wsiadł do samochodu i
odjechał. Klaudia żegnała się z dziadkami, kiedy usłyszała rozpędzony
samochód. Miał czerwone światło, więc powinien się zatrzymać. Z jej prawej
strony nadjeżdżała ciężarówka. Auto powinno się zatrzymać. Jej myśli krążyły
tylko wokół kierowcy samochodu. „Niech się zatrzyma!” – krzyczała w duszy.
Mateusz
rozwścieczony jechał jak najszybciej. Nie zauważył, że było czerwone światło.
Gdy zbliżał się do skrzyżowania, zauważył nadjeżdżającą ciężarówkę z lewej strony.
Mignęło mu też, że na chodniku stała Klaudia, która żegnała się z rodziną i
wszystko widziała. Był na środku skrzyżowania, kiedy ciężarówka
z ogromną siłą wjechała w niego. W myślach dziewczyny pojawiły się pytania. Czy
tak wyglądał wypadek jej brata? Czy tak zginął? Ciężarówka jechała jeszcze
kawałek. Kiedy się zatrzymała, Klaudia uświadomiła sobie, że to był Mateusz. Z
krzykiem podbiegła do samochodu. Zobaczyła jak ciało leży rozłożone na
siedzeniu kierowcy i pasażera. Była w szoku. Czy było to uczucie, które czuła
rano? Czy Mateusz nie żyje? Kierowca ciężarówki wysiadł, powtarzając: „To nie
moja wina, on mi wyjechał.”. Uklęknął na ulicy i jednocześnie mówiąc te słowa,
przepraszał Boga, że nie chciał tego zrobić. Podbiegł do niej Robert, sprawdzając co się
tak dokładnie stało.
– Tato zadzwoń po karetkę. – powiedziała Klaudia.
– Mama już zadzwoniła. Trzeba sprawdzić czy żyje. – podszedł
do drzwi pasażera. Otworzył je i sprawdził czy Mateusz oddycha. Oddech był
słabo wyczuwalny.
Karetka
przyjechała na miejsce wypadku, a za nią policja. Wszyscy świadkowie złożyli
takie samo zeznanie, kierowcę wzięli na komisariat, aby go lepiej przesłuchać.
To była ciężka noc dla Klaudii. Pięć lat temu straciła brata, a teraz miałaby stracić
kolegę z klasy? Choć nie zależało jej na nim, miała uczucie smutku i żalu.
Modliła się, aby Mateusz wyszedł cało z tego wszystkiego.
Tej nocy nie
mogła zasnąć. Ciągle widziała jak w rozpędzony samochód wjeżdża ciężarówka.
Chodziła po pokoju, kładła się, siadała przed komputerem szukając nie wiadomo
czego, schodziła i wchodziła po schodach. Nie mogła znaleźć swojego miejsca.
Dopiero po czwartej nad ranem położyła się spać. Śnił jej się Paweł.
Było lato. Miała wtedy osiem lat, brat zabrał ją pierwszy raz sam nad
jezioro, nic nie mówiąc rodzicom. Usiedli na plaży i patrzyli jak słońce zachodzi. Rozmawiali praktycznie o niczym oraz milczeli patrząc, jak słońce styka
się z wodą.
– Słyszysz te skwierczenie?
– Co? – zapytała się,
nie wiedząc o co chodzi bratu.
– Słońce dotknęło wody.
Słyszałaś to?
– Nie.
– Ale Ty jesteś głucha.
Powinnaś iść do laryngologa. – szturchnął ją w ramię.
– Sam jesteś głuchy. –
odwzajemniła jego zaczepkę.
W ten oto sposób zaczęli się szturchać, gonić, śmiać i krzyczeć. Dziewczynka
wybiegła na drogę, uciekając przed bratem, gdzie dostrzegła, że znad przeciwka
jedzie samochód. Gdyby w tym momencie Paweł jej nie uratował, nie byłoby jej
tutaj. Szybkim biegiem ruszył w stronę ulicy i przyciągnął siostrę do siebie.
– Nigdy, ale przenigdy
nie uciekaj na ulicę. Zrozumiałaś! – spojrzał w jej przestraszone oczy i
mocno przytulił do klatki piersiowej. – Nic nie powiem rodzicom o tym co tu
zaszło, dobrze? – mała była w szoku i tylko kiwnęła głową.
Klaudię
obudził trzask drzwi. Przyjechała policja. Dziewczyna ubrała się i zeszła, aby
dowiedzieć się o co chodzi.
– Klaudio, panowie do Ciebie.
– Tak, słucham. Co się stało? Czy Mateusz żyje?
– Tak, jest pod specjalistyczną opieką lekarzy. –
odpowiedział jeden z policjantów.
– A więc o co chodzi?
– Dobrze znałaś się z Mateuszem?
– Nie, chodziliśmy razem do szkoły i tyle. Nie mieliśmy zbyt
dobrych relacji ze sobą. Nie przepadaliśmy za sobą, może tak to ujmę.
– To nie wiesz co się wczoraj mogło wydarzyć przed wypadkiem?
– Nie, niestety. Nie mogę panom pomóc. Bardzo mi przykro.
– Dziękujemy bardzo i przepraszamy za najście.
– Nic się nie stało. – odpowiedziała z uśmiechem Klaudia. Już
miała zamknąć drzwi, kiedy coś jej przyszło do głowy. – Przepraszam, mogliby mi
panowie powiedzieć w jakim szpitalu leży Mateusz?
– U świętej Jolanty.
– Dziękuję bardzo. Do widzenia.
– Do widzenia. – policjanci pożegnali dziewczynę.
Niedzielny czas biegł szybko, ale Klaudia tego nie odczuła, bo ciągle myślała o Mateuszu i wypadku. Wieczorem
poszła pomodlić się za niego. Sama nie wiedziała dlaczego to robi,
ale musiała. Martwiła się o jego stan.
Krystian
poinformował Mariusza – ojca chłopców – że Mateusz miał wypadek. Mężczyzna bez
wahania wyruszył w podróż do miasteczka, które leżało około 200 kilometrów od
niego, aby wesprzeć starszego syna. Ewa cały czas czuwała przy drugim synu. Teraz to
on był dla niej ważniejszy niż praca i inne obowiązki. Teraz sobie uświadomiła,
jak mało czasu poświęcała chłopakom, a zwłaszcza temu, który z nią został. Tak
bardzo chciała cofnąć czas. Przytulić tego chłopca, który zawsze był przy niej i pocieszał ją na każdym kroku. Później, kiedy wpadła w wir
pracy, nie poświęcała mu zbyt dużo czasu na wychowanie. Od tamtego czasu Mateusz
sam się wychowywał. Ludzie, którzy go otaczali, nauczyli go jaki ma być. Gdyby
poświęciła mu czas, nie leżałby teraz tutaj.
Mateusz
obudził się na krześle obok swojej mamy. Widząc to, przytulił się do niej.
– Nie płacz mamo. Jestem przy Tobie. – ale Ewa nic nie odpowiedziała,
tylko dalej płakała, co Mateusza zdziwiło. – Mamo co się stało? Dlaczego jesteśmy w szpitalu? – pytał,
ale ona dalej nie odpowiadała. – Mamo, słyszysz mnie? – machał jej przed
oczami, a ona jakby go nie widziała. Wstała i weszła do sali.
Chłopak szedł za nią, obserwując co robi jego matka. Usiadła przy łóżku.
Mateusz spojrzał na ciało. Zobaczył siebie. Był podłączony pod jakieś maszyny, lecz
nie wiedział co to jest. Czuł zdenerwowanie. Chodził w kółko, krzycząc: – Nie,
to jest niemożliwe! Mamo, powiedz, że mnie tutaj widzisz, mamo! – machał do
niej, a ona przytuliła twarz do jego bezwładnej dłoni. – Mamo! Przecież ja żyję. A może jednak nie? Gdybym żył, to bym teraz nie
widział swojego ciała, więc jestem na pół martwy i jestem duchem. – zaczął się
śmiać z tej sytuacji. – Mogę obserwować wszystkich, wiedzieć co mówią o mnie i
nie tylko. Ale zajebiście. – rozweselony wyszedł ze szpitala i najpierw udał
się do swojego najlepszego kumpla, Błażeja. Był z Magdą. Rozmawiali o nim.
Rozpaczali nad tym co się wydarzyło. Mateusz pierwszy raz zobaczył, że Błażej
płacze.
– Stary nie łam się, przecież tu jestem. – poklepał go po
plecach, ale nic to nie dało. – No tak, przecież jestem duchem. Nie czuje mnie
i nie słyszy. Cholera.
Po wizycie
udał się dalej. Poszedł do swojej ulubionej knajpki. Było jak zawsze tłoczno,
niezależnie od dnia. Przywitał się ze wszystkimi, ale nikt mu nie odpowiedział.
Mateusz był rozczarowany.
– Czy nikt nie widzi duchy, czy co? – udał się dalej.
Zobaczył dom Beaty. – A co mi tam i tak mnie nie zauważy. – wszedł i zdziwił
się. Beacie nie przelewało się. To skąd brała pieniądze na tak drogie rzeczy? „No
tak, dawała dupy.” – pomyślał.
Zwiedził dom, aż w końcu odnalazł jej pokój.
Wahał się czy wejść, ale w końcu wziął się w garść i zrobił to. Zobaczył ją
leżącą nago na łóżku, uprawiającą wirtualny seks z kimś obcym. Był w lekkim
szoku, ale patrząc na nią… Przewrócił oczami i opuścił jej dom. Szedł powolnym
krokiem, nie spiesząc się. Zastanawiało go tylko jedno, dlaczego jest duchem na
ziemi, a nie tam gdzie powinien być. Myśląc o tym, doszedł do miejsca wypadku.
Chciał sobie przypomnieć wszystko po kolei jak to było, ale film urwał się od
momentu, gdzie widzi światła ciężarówki. Długo siedział na środku skrzyżowania.
Auta jeździły przez jego duszę, a on wpatrywał się w stronę nadjeżdżających samochodów.
Przypomniał sobie, że wypadek widziała Klaudia. Spojrzał na jej dom. Denerwowała go. Wściekał się też, że dziewczyna nie chciała dać mu szansy.
– A co mi
tam, przecież jestem duchem. Teraz mogę się z Tobą zabawić, mała. – wstał i
ruszył w kierunku domu. Miał obawy. – Może jednak nie. – cofnął się, ale jednak
coś mu podpowiadało, żeby tam wejść.
Zobaczył
siedzących w kuchni rodziców Klaudii. Chwilę przystaną, aby wsłuchać się w
rozmowę.
– Klaudia wyszła dzisiaj z pokoju? – Robert zapytał żonę.
– Tylko na śniadanie. Przejęła się tym wypadkiem.
– W ogóle nie znała tego chłopaka, a się nim przejmuje.
– Chodzili razem do klasy.
– I tylko tyle. – odpowiedział mąż.
– Klaudia przejęła się moim wypadkiem. A to ciekawe. Gdzie ma
moja kochaniutka swój pokoik? No, gdzie jesteś? – Mateusz zobaczył drzwi
pomalowane na fioletowo. – To na pewno tutaj. – wszedł. Zauważył ją przy oknie,
czytającą książkę.
Dziewczyna
dziwnie się poczuła, jakby ktoś ją obserwował. Czuła ukłucie w żołądku,
bała się odwrócić, ale musiała zobaczyć co ją tak niepokoi. Przecież nikt nie
wchodził do jej pokoju. Odwróciła się i ujrzała to czego nie powinna.
Z wrażenia,
że go widzi, upuściła książkę. Nie mogła w to uwierzyć. Przecież on
leżał nieprzytomny w szpitalu, podłączony pod respirator. A teraz? Czy ma jakieś omamy? Za dużo o nim myśli, musi przestać się przejmować.
Ale jak? Widzi go całego i zdrowego.
Mateusz był
wpatrzony w dziewczynę. Dlaczego upuściła książkę? Czyżby go zobaczyła? Musiał
to sprawdzić. Zrobił krok do przodu. Klaudia cofnęła się do tyłu, zatrzymując
się o parapet. Nie wierzył w to, że dziewczyna może go widzieć
– Widzisz mnie? – zapytał niepewnie.
– Nie, nie, nie. To jest niemożliwe. Przecież Ty leżysz w
szpitalu nieprzytomny. Ja chyba mam jakieś zwidy. – złapała się za głowę i
zaczęła chodzić w kółko, powtarzając „Nie! Nie! Nie!”. Mateusz stanął na jej
drodze.
– Aaaaaaaaaaaa… – krzyknęła.
– Nie krzycz. – uciszył ją. Klaudia zbladła. Stała
nieruchomo. – Powiedz coś. Powiedz, że mnie widzisz.
– Nieeee… – Klaudia z wrażenia zemdlała.
– Wszystko okej? – zapytała mama, siedząc przy dziewczynie,
która leżała na łóżku.
Klaudia otworzyła oczy i przyglądała
się mamie. Szukała wzrokiem Mateusza, ale go nie było.
– Dobrze się czujesz? – matka ponowiła pytanie.
– Tak, mamo. Wszystko okej.
– Na pewno? Może jednak powinniśmy pojechać do lekarza?
– Nie mamo, wszystko jest okej. – wstała i podeszła do okna. Nigdzie
go nie było.
Mama wstała i już miała wychodzić,
kiedy jednak się odwróciła.
– Dlaczego krzyknęłaś? Przestraszyłaś się czegoś? – Klaudia
spojrzała na mamę. Nie wiedziała co ma jej odpowiedzieć. Że widziała Mateusza? I
tak by jej nie uwierzyła.
– Zobaczyłam pająka, który zwisał na pajęczynie, kiedy
czytałam książkę. Wystraszyłam się i krzyknęłam. – wymyśliła bzdurne kłamstwo,
w które nikt by nie uwierzył.
– I rzucałaś w niego książką? I zemdlałaś? – Marzena dalej
dociekała.
– Oj mamo, przestań już. Nie mogę już zemdleć, krzyknąć czy
rzucić książką? Dla uspokojenia Twoich nerwów, nic mi nie jest. Wszystko jest
okej. – uśmiechnęła się do mamy.
Marzena i tak miała dziwne
przeczucie, że córka jednak ją okłamuje, ale dała już sobie spokój.
Odwzajemniła uśmiech i odeszła.
Kiedy kolejna część?
OdpowiedzUsuńŚwietne! Czekam na kolejną część :)
OdpowiedzUsuń