Jestem przy Tobie

Partnerka

Partnerka II

Partnerka III

25 grudnia 2018

Partnerka III

4

Partnerzy wymienili ze sobą porozumiewawcze spojrzenie. Podziękowali małżonkom za udzielenie informacji i prosili, aby kontaktowali się z nimi w jakiejkolwiek sprawie. Dzięki informatykowi, dowiedzieli się gdzie znajdował się chłopak. Młody mężczyzna był zaskoczony widokiem śledczych.
– Kamil? – Róża zapytała dla pewności.
– Tak. Coś się stało? Skrócicie mi wyrok?
– Chciałbyś. – bąknął Radzym. – Czy Magdalena Świtała była z tobą związana?
– Jesteśmy ze sobą od ponad dwóch lat. Będziemy mieć dziecko. Dlaczego o nią pytacie?
– Została zamordowana.
– Co?! – zerwał się na równe nogi, przewracając krzesło. Funkcjonariusze od razu zainterweniowali, po czym Koner ich uspokoił. – Jak to?! To jest niemożliwe. Magda żyje, a wy mnie chcecie tylko nastraszyć, ale się nie dam.
– Doprawdy? – śledczy kazał mu usiąść i z kieszeni wyjął jej zdjęcie.

– Nie! – zamknął oczy. – To nie może być prawda. To nieprawda. Magda żyje.
– Przykro mi. – rzekła Doft. Zrobiło jej się żal, widząc zrozpaczonego chłopaka.
– Kto to zrobił?
– Sami chcemy to wiedzieć. Miała jakiś wrogów, a może zrobił to ktoś w akcie zemsty na tobie…
– Nie mam pojęcia. Na pewno nie zrobił to nikt z mojej paczki. Sam im kazałem opiekować się Madzią, a moi wrogowie siedzą tak samo jak ja. Jak została zamordowana?
– Ktoś ją udusił, a potem powiesił, zaciskając mocno pętlę na jej szyi, tak żeby wyglądało to na samobójstwo, lecz źle to zrobił. Wieszając sznurek osunął się ze śladów na szyi i są widoczne. – wytłumaczyła Róża, pokazując kolejne zdjęcie.
– Zabiję gnoja! – wysyczał.
– Prędzej my go złapiemy, jak ty stad wyjdziesz, więc nie będziesz się musiał fatygować.
Róża spojrzała na partnera i przewróciła oczami.
Co się z tobą dzieje, Koner?
Przekazali informacje funkcjonariuszom zakładu karnego, dotyczące dziewczyny Gdowskiego i kazali im mieć go na oku.
Po wizycie policjanci pojechali na obiad, omawiając kolejne szczegóły sprawy, a następnie wrócili na komisariat, gdzie czekała na nich młoda kobieta.
– Pani do kogo? – zapytał Radzym.
– Do pani Doft. – spojrzała na śledczą.
– Coś się stało?
– Możemy porozmawiać na osobności?
Róża spojrzała na swojego partnera, a następnie zaprosiła gościa do kuchni, gdzie nikogo nie było.
– Napije się pani czegoś?
– Nie, dziękuję. Możemy przejść do sprawy?
– Oczywiście. Proszę. – usiadła naprzeciwko niej.
– Kojarzy może pani Huberta Medyka?
– To ten co zabił żonę?
– Tak.
– Prowadziłam jego sprawę. Co z nim?
– Miesiąc temu zbiegł z więzienia.
– Z Wronek? Jak to zrobił?
– Zabił jednego z funkcjonariuszy i w jego ubraniu wyszedł. Zorientowali się dopiero kilka dni później, znajdując ciało policjanta.
– A sąsiad z celi?
– Był zamknięty osobno.
– Nikt nie zorientował się, że nie chce jeść albo wyjść z celi?
– Często nie wychodził oraz nie prosił o jedzenie, mało jadł. Bywały takie dni, że nawet nie tknął jedzenia, więc nie było to dla nich dziwne.
– I co w związku z tym?
Doft odprowadziła kobietę do windy i wróciła do swojego biurka. Nie mogła się skupić na pracy. Musiała z kimś porozmawiać, a Radzyma w tym czasie nie było. Zadzwoniła więc do szpitala, aby dowiedzieć się co ze stanem Łukasza, lecz nie otrzymała pozytywnej odpowiedzi.
– Już sobie poszła?
– Tak. Gdzie byłeś?
– U Norberta. Nasza zamordowana urodziłaby synka.
– Kto mógł to zrobić? – zamyśliła się. – Widziałeś jak Gdowski to przeżył? Chyba naprawdę ją kochał.
– Tak. Nie wykorzystywał jej.
– Kiedy nastąpił zgon?
– Norbert twierdzi, że dwie godziny przed znalezieniem ciała.
– Dziecko i tak nie miałoby szans na przeżycie.
Róża spojrzała na tablicę i analizował informacje, których prawie nie było. Zabrała swoje rzeczy i opuściła komisariat, wybierając się gdzieś w podróż samochodem. Natomiast Radzym pojechał jeszcze raz na miejsce zbrodni. Otworzył drzwi, rozglądając się dookoła. Wszedł do środka, zaglądając do każdego pomieszczenia. Zajrzał również do sypialni dziewczyny. Przejrzał każdą szufladę i szafę. Znalazł w nich zdjęcia i papiery. Były to prywatne listy zaadresowane do Kamila, których nigdy nie dostał. Mężczyzna zapakował je do folii i szukał dalej. W torebce zamordowanej znajdował się notesik, którym zainteresował Konera.
Doft wróciła do domu i wzięła gorącą kąpiel.  Kiedy leżała w wannie, otrzymała telefon ze szpitala. Zerwała się, o mało nie łamiąc sobie nóg. Szybko się ubrała i zbiegła po schodach, jadąc prosto do kliniki.
– Gdzie on jest? – zadyszana zapytała pielęgniarkę, która do niej dzwoniła.
– Leży pod trzydzieści dwa. Jest u niego lekarz.
– Dziękuję. – pobiegła do sali . – Dzień dobry.
– Dobry wieczór. Proszę się uspokoić. Pan Łukasz przed chwilą zasnął.
– Czyli wszystko będzie dobrze?
– Jeszcze nic nie wiadomo. Pan Łukasz wybudził się sam. Od dwóch tygodni nie stosowaliśmy żadnych leków, lecz wybudzenie pana Łukasz przez nas się nie powiodło. Nie dawaliśmy mu już żadnych szans, jednak nastąpił cud.
– Mogę przy nim zostać. – widząc minę lekarza, podeszła do niego i chwyciła go za ręce. – Proszę. Będę cicho.
– No dobrze. Ale nie za długo.
– Obiecuję. I dziękuję.
Lekarz jeszcze raz spojrzał na pacjenta i opuścił salę. Róża otarła mokre policzki i usiadła obok niego, przyglądając się mu. Kolejne łzy cisnęły się jej z oczu. Cieszyła się jak małe dziecko. Chciała zadzwonić do Radzyma i poinformować go o wybudzeniu Łukasza, lecz zrezygnowała ze względu na późną godzinę. Dotknęła dłoń mężczyzny i zbliżyła ją do swojego policzka.
Koner pojawił się w pracy przed czasem, segregując rzeczy, które znalazł w mieszkaniu zamordowanej. Czekał na swoją partnerkę, której chciał pokazać to co posiadał. Był pewien, że pomogą one w rozwiązaniu sprawy, którą się zajmują. Ciągle spoglądał na zegarek, lecz Doft się nie pojawiała w pracy. Zaczął się o nią martwić, kiedy nie odbierała kolejnych telefonów od niego. Zabrał kluczyki od auta i pojechał do jej mieszkania.
– Róża…
Kobieta usłyszała zachrypnięty głos mężczyzny. Uniosła głowę i spojrzała zaspana na Łukasza. Na jego twarzy widniał delikatny uśmiech. Podniósł drżącą dłoń, aby dotknąć mokrego policzka swojej byłej żony.
– Łukasz… Nawet nie wiesz jak się cieszę…
– Róża…
– Jestem przy tobie. – stanęła nad nim i poprawiła, aby lepiej mu się leżało.
– Wody…
– Tak. – wzięła kubek i pomogła mu się napić.
– Co się stało? – zapytał po chwili.
– Nic nie pamiętasz? – pokręcił głową i patrzył na nią, oczekując odpowiedzi. – Zostałeś pobity.
– Przez kogo?
– Nie wiemy. Ciągle szukamy tego, co ci to zrobił.
– Ty go szukasz? – Róża opuściła wzrok, a Łukasz się zaśmiał. – Cała ty. Kto się tym zajmuje?
– Robert Foltynowicz.
– Twój były. No proszę. Ma okazję…
– Nie ma żadnej okazji.
– Przepraszam cię.
– Za co?
– Za to, że wtedy ci nie powiedziałem o tym wypadku. Bałem się, że mnie zostawisz. Zawsze uważałaś mnie za odważnego i silnego mężczyznę, a ja…
– Ciiii… Nic nie mów. – zasłoniła jego usta. – Wrócimy do tego tematu jak wydobrzejesz. Teraz odpoczywaj.
– Kocham cię.
Serce Róży zaczęło szybciej bić. Nie wiedziała jak ma się zachować. Próbowała uniknąć jego wzroku, ale ten przez cały czas na nią patrzył. Przeprosiła go, wykręcając się pracą. Wychodząc ze sali, wezwała pielęgniarkę i lekarza, informując o przebudzeniu prokuratora.
Radzym stał pod drzwiami mieszkania Róży i pukał, dzwonił do nich, lecz nikt mu nie otwierał. Wyciągnął z kieszeni druciki i miał już otworzyć drzwi, kiedy usłyszał dźwięk dzwoniącej komórki.
– Gdzie ty do jasnej cholery jesteś? – warknął do słuchawki.
– Też mi miło cię słyszeć. Przepraszam, że nie dzwoniłam, ale Łukasz się wybudził i spędziłam noc w szpitalu.
– Jak się czuje?
– Powoli dochodzi do siebie, ale nie może się przemęczać.
– A wie kto go pobił?
– Nie pamięta całego zdarzenia. – wzięła głęboki oddech. – Jesteś na komisariacie?
– Pod twoimi drzwiami.
– Co ty tam robisz?
– Chciałem już wejść.
– Chciałeś się włamać do mojego domu?!
– Martwiłem się o ciebie. Myślałem, że coś ci się stało, bo nie odbierałaś telefonu…
– Martwiłeś się o mnie? Jakie to słodkie. – rzekła piskliwym głosem, uśmiechając się szeroko, a następnie roześmiała się na głos.
– Bardzo śmieszne. – bąknął. – Znalazłem coś w mieszkaniu Magdy, co mogłoby nam się przydać podczas prowadzenia śledztwa.
– Co to jest?
– Przyjedź na komisariat, to sama zobacz.
– Radzym… Chciałabym się odświeżyć.
– Na komisariacie też masz prysznic.
– Nie mam ubrania na przebranie.
– Jednak mogę się ciągle włamać do twojego mieszkania i zabrać kilka rzeczy.
– Tylko spróbuj. Jadę na komisariat i lepiej, żebyś był przede mną.
– Tak jest, pani komisarz.
Rozłączyła się, wrzucając komórkę do torebki. Odpaliła silnik i kiedy wyjeżdżała z parkingu, przed jej maską pojawił się salowy z wózkiem. Zahamowała z piskiem opon. Szybko wysiadła z auta, pytając się czy nic nie stało się mężczyźnie, odpowiedział zdawkowo i ruszył biegiem, kuśtykając, w stronę kontenera.
Dziwny człowiek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz