Partnerzy wymienili ze sobą
porozumiewawcze spojrzenie. Podziękowali małżonkom za udzielenie informacji i
prosili, aby kontaktowali się z nimi w jakiejkolwiek sprawie. Dzięki
informatykowi, dowiedzieli się gdzie znajdował się chłopak. Młody mężczyzna był
zaskoczony widokiem śledczych.
– Kamil? – Róża zapytała dla
pewności.
– Tak. Coś się stało? Skrócicie mi
wyrok?
– Chciałbyś. – bąknął Radzym. – Czy
Magdalena Świtała była z tobą związana?
– Jesteśmy ze sobą od ponad dwóch
lat. Będziemy mieć dziecko. Dlaczego o nią pytacie?
– Została zamordowana.
– Co?! – zerwał się na równe nogi,
przewracając krzesło. Funkcjonariusze od razu zainterweniowali, po czym Koner
ich uspokoił. – Jak to?! To jest niemożliwe. Magda żyje, a wy mnie chcecie
tylko nastraszyć, ale się nie dam.
– Doprawdy? – śledczy kazał mu usiąść
i z kieszeni wyjął jej zdjęcie.
– Nie! – zamknął oczy. – To nie może
być prawda. To nieprawda. Magda żyje.
– Przykro mi. – rzekła Doft. Zrobiło
jej się żal, widząc zrozpaczonego chłopaka.
– Kto to zrobił?
– Sami chcemy to wiedzieć. Miała
jakiś wrogów, a może zrobił to ktoś w akcie zemsty na tobie…
– Nie mam pojęcia. Na pewno nie
zrobił to nikt z mojej paczki. Sam im kazałem opiekować się Madzią, a moi
wrogowie siedzą tak samo jak ja. Jak została zamordowana?
– Ktoś ją udusił, a potem powiesił,
zaciskając mocno pętlę na jej szyi, tak żeby wyglądało to na samobójstwo, lecz
źle to zrobił. Wieszając sznurek osunął się ze śladów na szyi i są widoczne. –
wytłumaczyła Róża, pokazując kolejne zdjęcie.
– Zabiję gnoja! – wysyczał.
– Prędzej my go złapiemy, jak ty stad
wyjdziesz, więc nie będziesz się musiał fatygować.
Róża spojrzała na partnera i
przewróciła oczami.
Co się z tobą dzieje, Koner?
Przekazali informacje
funkcjonariuszom zakładu karnego, dotyczące dziewczyny Gdowskiego i kazali im
mieć go na oku.
Po wizycie policjanci pojechali na
obiad, omawiając kolejne szczegóły sprawy, a następnie wrócili na komisariat,
gdzie czekała na nich młoda kobieta.
– Pani do kogo? – zapytał Radzym.
– Do pani Doft. – spojrzała na
śledczą.
– Coś się stało?
– Możemy porozmawiać na osobności?
Róża spojrzała na swojego partnera, a
następnie zaprosiła gościa do kuchni, gdzie nikogo nie było.
– Napije się pani czegoś?
– Nie, dziękuję. Możemy przejść do sprawy?
– Oczywiście. Proszę. – usiadła
naprzeciwko niej.
– Kojarzy może pani Huberta Medyka?
– To ten co zabił żonę?
– Tak.
– Prowadziłam jego sprawę. Co z nim?
– Miesiąc temu zbiegł z więzienia.
– Z Wronek? Jak to zrobił?
– Zabił jednego z funkcjonariuszy i w
jego ubraniu wyszedł. Zorientowali się dopiero kilka dni później, znajdując
ciało policjanta.
– A sąsiad z celi?
– Był zamknięty osobno.
– Nikt nie zorientował się, że nie
chce jeść albo wyjść z celi?
– Często nie wychodził oraz nie
prosił o jedzenie, mało jadł. Bywały takie dni, że nawet nie tknął jedzenia, więc
nie było to dla nich dziwne.
– I co w związku z tym?
Doft odprowadziła kobietę do windy i
wróciła do swojego biurka. Nie mogła się skupić na pracy. Musiała z kimś
porozmawiać, a Radzyma w tym czasie nie było. Zadzwoniła więc do szpitala, aby
dowiedzieć się co ze stanem Łukasza, lecz nie otrzymała pozytywnej odpowiedzi.
– Już sobie poszła?
– Tak. Gdzie byłeś?
– U Norberta. Nasza zamordowana
urodziłaby synka.
– Kto mógł to zrobić? – zamyśliła
się. – Widziałeś jak Gdowski to przeżył? Chyba naprawdę ją kochał.
– Tak. Nie wykorzystywał jej.
– Kiedy nastąpił zgon?
– Norbert twierdzi, że dwie godziny
przed znalezieniem ciała.
– Dziecko i tak nie miałoby szans na
przeżycie.
Róża spojrzała na tablicę i
analizował informacje, których prawie nie było. Zabrała swoje rzeczy i opuściła
komisariat, wybierając się gdzieś w podróż samochodem. Natomiast Radzym
pojechał jeszcze raz na miejsce zbrodni. Otworzył drzwi, rozglądając się
dookoła. Wszedł do środka, zaglądając do każdego pomieszczenia. Zajrzał również
do sypialni dziewczyny. Przejrzał każdą szufladę i szafę. Znalazł w nich
zdjęcia i papiery. Były to prywatne listy zaadresowane do Kamila, których nigdy
nie dostał. Mężczyzna zapakował je do folii i szukał dalej. W torebce
zamordowanej znajdował się notesik, którym zainteresował Konera.
Doft wróciła do domu i wzięła gorącą
kąpiel. Kiedy leżała w wannie, otrzymała
telefon ze szpitala. Zerwała się, o mało nie łamiąc sobie nóg. Szybko się
ubrała i zbiegła po schodach, jadąc prosto do kliniki.
– Gdzie on jest? – zadyszana zapytała
pielęgniarkę, która do niej dzwoniła.
– Leży pod trzydzieści dwa. Jest u
niego lekarz.
– Dziękuję. – pobiegła do sali . –
Dzień dobry.
– Dobry wieczór. Proszę się uspokoić.
Pan Łukasz przed chwilą zasnął.
– Czyli wszystko będzie dobrze?
– Jeszcze nic nie wiadomo. Pan Łukasz
wybudził się sam. Od dwóch tygodni nie stosowaliśmy żadnych leków, lecz
wybudzenie pana Łukasz przez nas się nie powiodło. Nie dawaliśmy mu już żadnych
szans, jednak nastąpił cud.
– Mogę przy nim zostać. – widząc minę
lekarza, podeszła do niego i chwyciła go za ręce. – Proszę. Będę cicho.
– No dobrze. Ale nie za długo.
– Obiecuję. I dziękuję.
Lekarz jeszcze raz spojrzał na
pacjenta i opuścił salę. Róża otarła mokre policzki i usiadła obok niego,
przyglądając się mu. Kolejne łzy cisnęły się jej z oczu. Cieszyła się jak małe
dziecko. Chciała zadzwonić do Radzyma i poinformować go o wybudzeniu Łukasza,
lecz zrezygnowała ze względu na późną godzinę. Dotknęła dłoń mężczyzny i
zbliżyła ją do swojego policzka.
Koner pojawił się w pracy przed czasem,
segregując rzeczy, które znalazł w mieszkaniu zamordowanej. Czekał na swoją
partnerkę, której chciał pokazać to co posiadał. Był pewien, że pomogą one w
rozwiązaniu sprawy, którą się zajmują. Ciągle spoglądał na zegarek, lecz Doft
się nie pojawiała w pracy. Zaczął się o nią martwić, kiedy nie odbierała
kolejnych telefonów od niego. Zabrał kluczyki od auta i pojechał do jej
mieszkania.
– Róża…
Kobieta usłyszała zachrypnięty głos
mężczyzny. Uniosła głowę i spojrzała zaspana na Łukasza. Na jego twarzy widniał
delikatny uśmiech. Podniósł drżącą dłoń, aby dotknąć mokrego policzka swojej
byłej żony.
– Łukasz… Nawet nie wiesz jak się
cieszę…
– Róża…
– Jestem przy tobie. – stanęła nad
nim i poprawiła, aby lepiej mu się leżało.
– Wody…
– Tak. – wzięła kubek i pomogła mu
się napić.
– Co się stało? – zapytał po chwili.
– Nic nie pamiętasz? – pokręcił głową
i patrzył na nią, oczekując odpowiedzi. – Zostałeś pobity.
– Przez kogo?
– Nie wiemy. Ciągle szukamy tego, co
ci to zrobił.
– Ty go szukasz? – Róża opuściła wzrok,
a Łukasz się zaśmiał. – Cała ty. Kto się tym zajmuje?
– Robert Foltynowicz.
– Twój były. No proszę. Ma okazję…
– Nie ma żadnej okazji.
– Przepraszam cię.
– Za co?
– Za to, że wtedy ci nie powiedziałem
o tym wypadku. Bałem się, że mnie zostawisz. Zawsze uważałaś mnie za odważnego
i silnego mężczyznę, a ja…
– Ciiii… Nic nie mów. – zasłoniła
jego usta. – Wrócimy do tego tematu jak wydobrzejesz. Teraz odpoczywaj.
– Kocham cię.
Serce Róży zaczęło szybciej bić. Nie
wiedziała jak ma się zachować. Próbowała uniknąć jego wzroku, ale ten przez
cały czas na nią patrzył. Przeprosiła go, wykręcając się pracą. Wychodząc ze
sali, wezwała pielęgniarkę i lekarza, informując o przebudzeniu prokuratora.
Radzym stał pod drzwiami mieszkania
Róży i pukał, dzwonił do nich, lecz nikt mu nie otwierał. Wyciągnął z kieszeni
druciki i miał już otworzyć drzwi, kiedy usłyszał dźwięk dzwoniącej komórki.
– Gdzie ty do jasnej cholery jesteś?
– warknął do słuchawki.
– Też mi miło cię słyszeć.
Przepraszam, że nie dzwoniłam, ale Łukasz się wybudził i spędziłam noc w
szpitalu.
– Jak się czuje?
– Powoli dochodzi do siebie, ale nie
może się przemęczać.
– A wie kto go pobił?
– Nie pamięta całego zdarzenia. –
wzięła głęboki oddech. – Jesteś na komisariacie?
– Pod twoimi drzwiami.
– Co ty tam robisz?
– Chciałem już wejść.
– Chciałeś się włamać do mojego
domu?!
– Martwiłem się o ciebie. Myślałem,
że coś ci się stało, bo nie odbierałaś telefonu…
– Martwiłeś się o mnie? Jakie to
słodkie. – rzekła piskliwym głosem, uśmiechając się szeroko, a następnie
roześmiała się na głos.
– Bardzo śmieszne. – bąknął. –
Znalazłem coś w mieszkaniu Magdy, co mogłoby nam się przydać podczas
prowadzenia śledztwa.
– Co to jest?
– Przyjedź na komisariat, to sama
zobacz.
– Radzym… Chciałabym się odświeżyć.
– Na komisariacie też masz prysznic.
– Nie mam ubrania na przebranie.
– Jednak mogę się ciągle włamać do
twojego mieszkania i zabrać kilka rzeczy.
– Tylko spróbuj. Jadę na komisariat i
lepiej, żebyś był przede mną.
– Tak jest, pani komisarz.
Rozłączyła się, wrzucając komórkę do
torebki. Odpaliła silnik i kiedy wyjeżdżała z parkingu, przed jej maską pojawił
się salowy z wózkiem. Zahamowała z piskiem opon. Szybko wysiadła z auta,
pytając się czy nic nie stało się mężczyźnie, odpowiedział zdawkowo i ruszył
biegiem, kuśtykając, w stronę kontenera.
Dziwny człowiek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz