– Pani Edyta Holisz?
– Tak, a pani? – zapytała niepewnie.
– Róża Doft. – pokazała swoją oznakę.
– Możemy porozmawiać?
– Oczywiście, proszę wejść. –
wpuściła ją do środka. – A mogłabym wiedzieć o co chodzi?
– O Adama Kortinę.
– A co z nim? Znowu się w coś
wplątał? – stanęła naprzeciwko niej, a Róża nie dowierzała w to co usłyszała.
– Nie żyje od czterech lat.
– Co?! – kobieta pobladła i usiadła
na pobliskim krześle. – Jak to nie żyje? Co pani mówi? – w jej oczach pojawiły
się łzy.
– Mamo, kim jest ta pani? – z pokoju
wyszedł mały chłopczyk, który zawstydził się widokiem śledczej.
– Kochanie, wracaj do pokoju. Za
chwilę do ciebie przyjdę.
– Dobrze mamo.
– To jego syn?
– Tak. Ma sześć lat.
– Ładny.
– Podobny do ojca. Jak Adam umarł? –
spojrzała na nią.
– Został postrzelony. Można
powiedzieć, że sam się postrzelił. Doszło do tego podczas szarpaniny.
– Nic nie wiedziałam.
– Powiedziała pani, że znowu się w
coś wplątał. Co miała pani na myśli?
– Adam uwielbiał wplątywać się w
różne kłopoty. Przed naszym rozstaniem sprzedawał nielegalną broń dla mafii.
– Co?!
– Kryminalista, który był snajperem.
– zaśmiała się. – Dziwiłam się, że go nie złapali na tym. Kiedy ostrzegałam go,
że jeśli nie przestanie tego robić, odejdę od niego. Myśli pani, że robił sobie
coś z tego? Nie. Później dowiedziałam się, że mnie zdradza z córką tego
cholernego mafioso, z którym robił interesy.
– Odeszła pani od niego?
– Nie, to on mnie zostawił dla niej.
A miesiąc później dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Nic mu nie powiedziałam,
bo bałam się, że odbierze mi dziecko. Wyjechałam. Dopiero dwa lata temu
wróciłam do domu.
– A wie pani jak nazywała się ta
kobieta?
– Nie. Nie wiem. A dlaczego pani
pyta?
– Policjant, który postrzelił Adama
jest w niebezpieczeństwie. Trzy tygodnie temu zabito jego narzeczoną, a teraz
ktoś próbuje go zabić. To jest bardzo ważne, bo nie tylko jemu grozi śmierć,
lecz wszystkim tym, którzy mieli związek ze śmiercią Adama Kortiny.
– O Boże… Myśli pani, że to ona mści
się za jego śmierć?
– Tak. Na początku podejrzewałam
panią, bo dowiedziałam się, że Adam miał narzeczoną.
– Nigdy nie mściłam się na nikim, a
mogłabym… Przykro mi, ale nie mogę pani pomóc. Nie wiem jak oni się nazywali,
ale wiem, że był związany z córką mafiosa.
– Dziękuję bardzo, że chociaż pani ze
mną porozmawiała. – podała jej rękę.
– Mam nadzieję, że uda się pani ją
znaleźć.
– Mam mało czasu. Ona nie działa
sama.
– Przepraszam, że nie mogę pani
pomóc.
– To nie pani wina.
Pożegnały się i zrezygnowana Róża
schodziła powoli po schodach, myśląc o rozmowie z kobietą. Zobaczyła
kilkadziesiąt nieodebranych połączeń od Staszka. Skrzywiła się, a po jej twarzy
spłynęły łzy. Czuła, że nie zdąży rozwiązać śledztwa i zawiedzie wszystkich dookoła,
gdy usłyszała jak Edyta zbiega po schodach, wołając ją.
– Czy coś się stało?
– Przepraszam za zamieszanie, ale od
razu po pani wyjściu przypomniało mi się, że mam zdjęcie tej kobiety.
– Ma pani je przy sobie?
– Tak, oczywiście. – wyciągnęła z
kieszeni pognieciony fragment gazety. – To ona.
Róża otworzyła usta z
niedowierzaniem. Podziękowała jej i szybko zbiegła, wsiadając do auta i prosząc
policjantów, aby odwieźli ją do szpitala, gdzie czekał na nią helikopter. Kiedy
wsiadła do śmigłowca, zadzwoniła do Łukasz.
– No w końcu! Gdzie ty się
podziewasz?!
– Nie teraz, jedź na komisariat po
Radzyma i zabierz go stamtąd. Jest w niebezpieczeństwie.
– Co?! Róża, gdzie ty jesteś?!
Wyjaśniła mu całą sprawę. Mężczyzna
nie mógł uwierzyć w jej słowa. Miał pół godziny, aby załatwić sobie zastępstwo
w sądzie. Większość prokuratorów odmówiła mu z powodu swoich rozpraw lub tego,
że mieli urlop. Jego nerwy nasilały się z każdej minuty. Dopiero dziesięć minut
przed rozprawą, jego kolega po fachu zgodził się reprezentować go podczas
rozprawy. Staszek objaśnił mu sprawę, którą się zajmował. Mężczyzna obiecywał
mu, że wygra to. Łukasz był mu bardzo wdzięczny. Biegiem udał się do samochodu.
Kiedy wyjechał na ulice, stanął w korku. Był bardzo wściekły. Próbował wydostać
się jak najszybciej z korku. Każda minuta była dla niego ważna. Spojrzał na
zegarek i w jego głowie pojawiły się czarne myśli.
Róża ciągle spoglądała na godzinę i
ponaglała pilota, aby leciał szybciej. Bała się o życie Konera. Zamknęła oczy i
zobaczyła jego twarz. Przypomniała sobie ich pierwsze spotkanie. Nie była miła
dla niego. Myślała, że mężczyzna będzie wtrącał się w sprawę, ale przestrzegał
procedury. Wzięła głęboki oddech. Była mu wdzięczna co zrobił dla niej
ostatnio. Na pożegnanie przytulił ją, mówiąc:
– Wróć szybko i rozwiąż szybko tę
sprawę. Nakopie temu, kto podłożył bombę i doprowadził cię do takiego stanu.
Kiedy śmigłowiec wylądował, kobieta
od razu zadzwoniła do Łukasza, który jeszcze stał w korku. Poprosiła go, aby
przyjechał po nią. Mężczyzna bez zastanowienia zmienił pas, powodując złość
kierowców, którzy trąbili na niego. W przeciągu piętnastu minut odebrał ją spod
szpitala i pojechali na komisariat.
– Gdzie jest Radzym? – zapytała
zdyszana Róża.
– Przed chwilą pojechali na patrol.
Musieliście się minąć. – odpowiedział komisarz.
– Cholera.
– A co się stało? – spojrzał na nich
zdziwiony.
Beata i Radzym zeszli na parking.
Mężczyzna wyciągnął kluczyki z kieszeni, aby otworzyć samochód, lecz kobieta mu
je wyrwała.
– Dzisiaj ja prowadzę.
– Beata.
– Ostatnio obiecałeś, że następnym
razem ja poprowadzę. – podbiegła do auta i zajęła miejsce za kierownicą.
Wyjechali z garażu podziemnego i
ruszyli w miasto. Kobieta zauważyła jak prokurator parkował obok komisariatu.
Zdziwiła się widokiem Róży.
– Widziałeś Łukasza? – zapytała.
– Nie.
– Parkował. Był razem z Różą.
– Już wróciła?
– Skąd?
– Nie ważne. Jedź na Ostrów.
Zaczniemy tam.
Beata pojechała w dane miejsce.
Wysiedli z auta i udali się na wizję lokalną. Na obrzeżach znajdował się opuszczony
magazyn, w którym przebywali bezdomni albo młodzież, która chodziła na wagary
lub zażywali narkotyki. Partnerzy rozdzielili się i każdy poszedł w swoją
stronę, sprawdzając puste pomieszczenia.
Radzym wszedł do dawnej pracowni
krawieckiej. Stały tam stare maszyny do szycia. Przechadzał się wśród stołów,
rozglądając się dookoła. Usłyszał szmer i szybko udał się w miejsce skąd
dochodził dźwięk, sprawdzając je, lecz nic nie znalazł. Kiedy chciał odejść,
poczuł silne uderzenie, które spowodowało utratę przytomności.
Beata próbowała go ocucić, szarpiąc i
uderzając w twarz, lecz to nic nie dawało, więc wylała na niego całą zawartość
butelki z wodą. Mężczyzna skrzywił się, czując mocny ból z tyłu głowy. Próbował
się ruszyć, ale był przywiązany do krzesła. Otworzył oczy i spojrzał na
kobietę.
– Co ty robisz?
– To co już dawno powinnam zrobić. –
wymierzyła bronią prosto w jego czoło.
– Nie rozumiem o co ci chodzi?
– Już dobrze wiesz o co. Róża była w
Krakowie?
– Skąd wiesz?
– Trudno nie było się domyślić. Tam mieszka
była narzeczona Adama. To ją podejrzewaliście o zabójstwo Pauliny, a tu proszę…
Zabójca był blisko was.
– Jesteś nienormalna. To ty
podłożyłaś bombę.
– Mieliście wszyscy zginąć. Ale nie.
– stanęła za jego plecami i nachyliła się. – Różyczka musiała usłyszeć te
cholerne tykanie. Prawie udało mi się jej pozbyć. Miała cholerne szczęście, ale
ciebie już nie uratuje. Umrzesz tak jak Adam.
– Adam sam się postrzelił.
– Ale to ty nakierowałeś pistolet,
więc ty jesteś wszystkiemu winien. Teraz poniesiesz za to karę.
– To był wypadek.
– Powinieneś mu wtedy pozwolić
odejść.
– Nie mogłem. On zabijał niewinne
dzieci.
– Jakie dzieci? Te bachory same
prosiły się o te narkotyki.
– One umierały w męczarniach, a wy
patrzyliście na to z uśmiechem na twarzy.
– I z uśmiechem na twarzy zabiję cię.
– zaśmiała się szyderczo.
– Proszę bardzo, ale i tak pójdziesz
siedzieć.
– Nikt mnie nie złapie.
– Nie bądź taka pewna.
– Założyłabym się, ale po co, jaki i
tak wygram.
– Idź się leczyć. Ty i twój zasrany
ojciec.
– Jeszcze jedno słowo powiesz
przeciwko mojemu ojcu, to ta kulka nie wyląduje tylko w twojej głowie.
– Strzelaj gdzie tylko chcesz, mnie i
tak nie zależy na życiu. – Beata nie wahała się po jego słowach i oddała strzał
w jego udo. – Aaaaa! – krzyknął z bólu.
– Myślisz, że pójdziesz tam gdzieś,
spotkasz swoją ukochaną?
– Tak. – kobieta zaczęła się głośno
śmiać.
– Ale jesteś naiwny. Po śmierci nie
ma nic, nie wiesz o tym?
– Nie mam ochoty rozmawiać z tobą na
ten temat.
– Szkoda, po gdybałabym jeszcze, ale
jeśli nie… To na co mamy czekać? – wyprostowała się i ponownie wymierzyła
bronią. – Mam dwie kule. Najpierw strzelę w serce, a potem w głowę. Dla
pewności.
– Jesteś chora. – wysyczał.
Beata uśmiechała się szeroko, celując
prosto w jego klatkę piersiową. Radzym oddychał szybko, patrząc jak kobieta
zastanawia się nad strzałem. Przez kilka minut bawiła się z nim, naciskając
spust. Mężczyzna odczuwał strach przed śmiercią, ale nie okazał tego po sobie.
Po czterech pustych strzałach, wiedział, że przyszedł jego koniec. Zamknął oczy
i czekał, aż padnie strzał. I padł.
CDN...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz