Następnego dnia na komisariat przyszła
się para, która chciała zgłosić zaginięcie swojej córki. Doft zauważyła
podobieństwo kobiety i dała znak Konerowi, że mają to, czego szukali od kilku
godzin. Żadne z nich nie chciało przekazać im przykrej wiadomości. Policjant,
który przyjmował ich zgłoszenie, powiedział, że znaleźli dziewczynę, ale nie
znają jej personalizacji. Kobieta załamała się, a mężczyzna próbował ją
podnieść na duchu.
– Radzym? Mógłbyś zaprowadzić państwa
do prosektorium, żeby zidentyfikowali ciało?
– Zadzwonię, czy w ogóle można. –
wtrąciła Róża, wybierając numer. – Za dwadzieścia minut. Teraz trwa badanie.
– Dobra. Przekażę, żeby zaczekali.
– Nie pójdę tam sam. – szepnął do
Róży.
– Boisz się trupów?
– Nie. – zamilkł.
– Rozumiem. Ja ich zaprowadzę.
– Dzięki.
Doft zabrała swoje rzeczy i zeszła z
małżeństwem do piwnicy. Uspokoiła ich przed wejściem, ale wiedziała dobrze, że
jest to ich córka. Patolog odkrył prześcieradło, ukazując twarz dziewczyny.
Kobieta załamała się, widząc jej widok. Mężczyzna odwrócił wzrok, próbując
powstrzymać łzy. Róża odprowadziła ich na górę, zapowiadając wizytę w ich domu
w najbliższych dniach, żeby spisać zeznania.
Lekarz przyszedł na górę, żeby
przekazać im wstępne informacje. Ofiara została brutalnie zgwałcona, a
następnie uduszona. Znalezione odciski na jej ciele zostały przekazane do
ekspertyzy, zarówno jak sperma, która znajdowała się na ciele.
– Pod paznokciami denatki znaleziono
naskórek sprawcy. Wyniki będą dopiero za kilka dni, bo w ostatnim tygodniu
zostało dokonanych wiele zabójstw i samobójstw.
Partnerzy zapisali informacje na
tablicy dotyczące ich ofiary. Róża długo stała przed nią, wpatrując się w słowa
i zdjęcie. Miała dziwne przeczucia co do zabójcy. Coś jej nie pasowało w całej
tej sprawie, choć nie zaczęła jeszcze jej rozwiązywać.
Dominika Urban, uczennica pierwszej
klasy liceum, którego nie zdążała rozpocząć. Jej marzeniem było stać się
malarką portretową i wyjechać do Włoch. Uwielbiała ten kraj, jego historię,
kulturę oraz kuchnię. Nigdy nie była w związku, choć od kilku miesięcy
wyobrażała sobie związek z chłopakiem. Była lubiana przez rówieśników, lecz nie
miała przyjaciółki, której mogłaby powierzyć swoje tajemnice. Tamtej nocy miała
wrócić o północy, lecz koleżanka ją zatrzymała. Spiesząc się do domu, wybrała
drogę przez park. To był jej ostatni spacer po nim.
Następnego dnia, Doft i Koner
pojechali do domu Urbanów. Otworzył im mężczyzna, zapraszając do środka.
Zaprowadził ich do salonu, wskazując miejsce, a następnie udał się po żonę.
Policjanci rozejrzeli się po pomieszczeniu, wymieniając ze sobą spojrzenia.
Wszędzie były fotografie rodzinne.
– Przepraszam państwa, ale żona nie
czuje się najlepiej.
– Bardzo jest nam przykro z powodu
śmierci córki, ale musimy zadać kilka pytań. – rzekła łagodnym tonem.
– Postaram się na nie odpowiedzieć.
– Dobrze.
– Gdzie córka spędziła ostatnie
godziny przed śmiercią? – wtrącił Radzym, powodując lodowate spojrzenie swojej
partnerki.
– Była na urodzinach u swojej koleżanki.
Miała wrócić o północy, ale zadzwoniła matka tej dziewczyny i poprosiła nas,
aby córka została u nich dłużej. Obiecała, że wróci do domu cała i zdrowa. –
jego głos załamał się. – Przepraszam.
– Nic się nie stało. – Doft
powstrzymała Konera przed zadaniem kolejnego pytania. Pozwoliła, aby mężczyzna
doszedł do siebie. – Czy mógłby pan nam podać adres ostatniego pobytu córki?
– Tak.
Śledczy pojechali pod wyznaczony
adres. Duży dom stał na końcu ulicy. Doft przeanalizowała drogę powrotną
dziewczyny.
Wybrała park, aby być szybciej w domu.
Radzym zadzwonił do drzwi i po chwili
ukazała się w nich piękna blondynka w białej, krótkiej sukience. Wprowadziła
ich do salonu. Róża zauważyła jak kobieta objęła Konera za rękę, dotykając jego
bicepsa. Próbowała ukryć uśmiech, ale mina jej partnera nie pozwalała na to.
– Napiją się państwo czegoś? –
zapytała piskliwym głosem.
– Nie. Przyjechaliśmy zadać kilka
pytań w sprawie Dominiki Urban.
– A co się z nią? Nie wróciła do
domu?
– Nie. Została zamordowana, kiedy
wracała do domu.
– O Boże… – zasłoniła dłonią usta i
usiadła na sofę, parząc przerażona w podłogę. – Ale jak? Przecież…
– Była u państwa tamtego wieczora?
– Tak. Były urodziny mojej córki.
Zaprosiła całą klasę. Dominika była spokojną dziewczyną. Miłą, inteligentną.
Bardzo ją lubiłam. Nie mogę uwierzyć, że nie żyje.
– Miała wrócić o północy do domu,
lecz została, to prawda?
– Tak. Córka nalegała, żeby została
dłużej, więc zadzwoniłam do jej rodziców. Nasz kierowca miał ją odwieźć.
– Czy możemy z nim porozmawiać?
– Oczywiście. Już go wołam.
Róża wymieniła z Radzymem spojrzenia.
Po jego minie wiedziała, że czuł się nieswojo. Kobieta zerkała na niego od
czasu do czasu, uśmiechając się tajemniczo.
– Dzień dobry. – do pomieszczenia
wszedł starszy mężczyzna.
– Dzień dobry. Mamy do pana kilka
pytań związane z Dominiką Urban.
– To ta dziewczyna, którą miałeś
odwieźć. – wyjaśniła jego pracodawczyni, widząc jego zdziwienie na twarzy.
– Ona wybiegła z domu jak poparzona…
– Przepraszam. – wtrąciła się Róża. –
Powiedział pan, że wybiegła z domu?
– Tak. Była bardzo zdenerwowana,
roztrzęsiona. Uciekała przed czymś. Próbowałem ją zatrzymać, ale biegła bardzo
szybko.
– Czy na przyjęciu byli jacyś
chłopcy?
– Tak, ale byli zainteresowani grą na
konsoli, którą udostępnił im mój mąż.
– A gdzie jest pani mąż? – zapytał
Radzym, powodując u kobiety zawstydzenie.
– W pracy.
– A tamtego wieczora był w domu?
– Nie. Był na wyjeździe służbowym.
Róża zauważyła dziwne poruszenie
szofera. Podziękowali za informacje, ale zapowiedzieli kolejne wizyty, kiedy
będą chcieli się jeszcze czegoś dowiedzieć. Pani domu z radością zaprosiła
Radzyma.
– Ma słabość do ciebie. – Doft
zaśmiała się, idąc do samochodu.
– Coś mi tu nie pasuje. Widziałaś jak
szofer zaczął się dziwnie zachowywać, kiedy wspomnieliśmy o panu domu?
– Tak. Też zwróciłam na niego uwagę.
– Trzeba przesłuchać Andrzeja Wegnera.
Koner otrzymał telefon z
laboratorium, że wiedzą do kogo należą odciski palców na butelkach. Partnerzy
od razu pojechali tam. Ekspert przekazał im nazwiska chłopaków.
– Nikodem Ziem, Krystian Bell i
Bartosz Czempiń. To do nich należą odciski. Typowi chuligani. Na koncie mają
drobne kradzieże i bijatyki. Nic więcej.
– A odciski na szyi?
– Dopiero dzisiaj dostałem dowody z
prosektorium. Mają trochę tych trupów i nie wyrabiają się.
– Dobra. Jak będziesz coś wiedział,
to dzwoń. A my – Koner zwrócił się do Doft. – musimy ich znaleźć.
Kiedy znaleźli adresy zamieszkania
chłopaków, rozdzielili się i każdy poszedł przesłuchać jednego z chłopców. Róża
wybrała Krystiana, a Radzym Bartosza, a potem mieli udać się do Nikodem.
Koner zaparkował na ulicy i wszedł do
starej kamienicy, gdzie szczury żyły własnym życiem. Zapukał do drzwi, lecz
nikt nie otwierał. Próbował kilka razy, ale nic z tego. Rozejrzał się dookoła i
postanowił sam wejść. W powietrzu było czuć dym tytoniowy oraz opary
alkoholowe. Na kanapie spała kobieta. Domyślił się, że piła całą noc. Wszedł do
pokoju, gdzie zastał młodego chłopaka ze słuchawkami na uszach. Chwycił go,
strasząc. Bartosz na widok policjanta, zerwał się i próbował uciec, ale Koner
przytwierdził go do ściany i kazał mu się uspokoić.
– Byłeś w nocy, dwudziestego
czwartego w parku? – chłopak milczał, patrząc na swoje dłonie. – Odpowiadaj!
– A dlaczego pan pyta?
– Już dobrze wiesz.
– Byłem.
– Był z tobą Ziem i Bell?
– Tak.
– Przechodziła obok was ta
dziewczyna? – pokazał mu zdjęcie. Bartosz odwrócił wzrok i wziął głęboki
oddech. – Została zamordowana.
– Nie zrobiliśmy tego.
– Nie? Została też zgwałcona.
Brutalnie zgwałcona.
– To Nikodem. – wyrzucił z siebie pod
wpływem intensywnego spojrzenia Konera.
Róża udała się do bloku, który
znajdował się naprzeciwko kamienicy. Znalazła numer mieszkania i zadzwoniła do
nich. Po chwili otworzyła jej kobieta w średnim wieku. Zdziwiona jej widokiem, niechętnie
wpuściła ją do środka.
– Co tym razem mój syn zrobił?
– Chciałabym z nim sama porozmawiać.
– Jest w swoim pokoju. Zawołam go.
– Proszę mu nie mówić, że przyszłam.
Może uciec.
– Dobrze. – skinęła głową.
Doft znała takich jak Krystian i
wiedziała do czego są zdolni. Słyszała jak chłopak kłóci się z matką i próbuje
wyprosić z pokoju. Śledcza stanęła za kobietą i spojrzała lodowato na Bella. W
jego oczach narodziło się przerażenie.
– Mogłaby pani zostawić nas samych?
– Ale…
– Proszę.
– Dobrze. – skinęła głową i zamknęła drzwi.
– Wiem, kim pani jest.
– To dobrze, że wiesz. A teraz mi
odpowiedz, czy byłeś w parku dwudziestego czwartego?
– Byłem. – odpowiedział po chwili
namysłu.
– Widziałeś ją?
– Co jej się stało? – skrzywił się,
widząc zdjęcie.
– Została zgwałcona i zamordowana.
– Ja tego nie zrobiłem. Mówiłem mu,
żeby przestał.
– Komu?
– Nikodemowi. On ją… Ale jej nie
zamordował. Ona jeszcze żyła, kiedy ją zostawiliśmy.
– Dlaczego jej nie pomogliście,
dzwoniąc do kogokolwiek? Mogliście wykonać anonimowy telefon. Cokolwiek.
– My jej nie zabiliśmy. Przysięgam.
Żaden z nas nie zabiłby człowieka. Może mi pani nie wierzyć, ale zabójstwo to
ostatnie do czego moglibyśmy się posunąć. Jak na razie mamy dosyć zatargów z
prawem.
– Ciągle mówisz w liczbie mnogiej,
ale twój przyjaciel popełnił przestępstwo. Zgwałcił dziewczynę, a wy zamiast go
powstrzymać, patrzyliście na to. Będziecie mieć kolejny wyrok na koncie.
– Chciałem go powstrzymać, ale on był
w takim transie. Ale żaden z nas jej nie zabił.
– Muszę cię zatrzymać, wiesz o tym.
– Wiem. Może mi pani założyć
kajdanki.
– Nie zrobię tego. – wyszli razem z jego
mieszkania. Zaprowadziła go do radiowozu, przekazując funkcjonariuszom.
– Znajdźcie tego, co ją zabił.
– Zrobimy wszystko, co w naszej mocy.
– Pani go znajdzie. Wiem to.
Doft zobaczyła, że Czempiń siedział
już w środku, zły na cały świat. Uśmiechnęła się i udała się do auta, gdzie
czekał już na nią Koner. Wsiadła do środka i czekała, aż jej partner coś powie,
ale oboje milczeli, patrząc przed siebie.
– To Nikodem. – odezwała się
pierwsza.
– Wiem.
– Jedziemy go przesłuchać czy wracamy
na komisariat?
– Jedziemy.
Śledczy rozejrzeli się po okolicy.
Niskie szeregi, zaniedbane ogrody oraz opuszczone auta. Jeśli ktoś chciałby
wybrać się na spacer po tej dzielnicy, musiałby mieć przy sobie broń dla
bezpieczeństwa. Róża skrzywiła się na ten widok. Odnaleźli numer domu, pod
którym mieszkał Ziem. Długo pukali do drzwi, aż w końcu otworzył im pijany
mężczyzna.
– Kim jesteście? – wybełkotał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz