Jestem przy Tobie

Partnerka

Partnerka II

Partnerka III

1 czerwca 2019

Partnerka III

10

Kiedy Doft usłyszała głos mafiosy, wzięła głęboki oddech i doszła do siebie. Wyszła z kuchni, podchodząc do Law’a.
– Moi ludzie też szukają Medyka.
– Gdzie on może być?
Kiedy wymieniali zdania, gdzie może być morderca, zadzwonił telefon. Róża poczuła dziwny ucisk w klatce piersiowej. Zakazała komukolwiek odbierać. Podeszła do biurka i podniosła słuchawkę. Strach sparaliżował jej ciało. Informatyk dał znak, że rozmowa będzie nagrywana.
– Sia la la, sia la la, ty i ja. – usłyszała znajomą melodię i słowa śpiewane przez mężczyznę. – Dlaczego ty mnie nie szukasz? Czekam na ciebie i czekam, a czas mija.
– Powiedz gdzie jesteś, to przyjadę.
– Dobrze wiesz gdzie. I lepiej, żebyś pojawiła się sama, bo mała umrze w męczarniach. – rozłączył się.
– Kto to? – zapytał Robert.
– Medyk. – rzekł informatyk. – Mam całe nagranie.
– Co powiedział?

– To. – Rafał puścił nagranie.
– Wiedziałem, że cię chce. – Radzym uderzył w biurko.
– To jest mało ważne kogo chce. Teraz liczy się mała. Możesz oczyścić dźwięk? Może wtedy dojdziemy gdzie jest.
Po kilku minutach otrzymali efekt, który chcieli. Kilka razy przesłuchiwali się rozmowie, wyłapując szczegóły.
– Słychać bardzo dobrze samochody. – rzekł komisarz.
– Musi być gdzieś przy drodze. – dodał mafioso.
– Puść jeszcze raz, ale tym razem powoli.
Wszyscy skupili się na przeciągłym dźwięku. Róża usłyszała w oddali kobiecy głos, który wołał swoje dziecko. Potem następny i następny. Dotarło do niej, gdzie jest mężczyzna.
– Plac zabaw. – szepnęła do siebie.
– Musi być w jakimś miejscu publicznym. – rzekł prokurator.
Kiedy mężczyźni próbowali uzgodnić miejsce mężczyzny, Doft wymknęła się po cichu tylnymi drzwiami, aby nikt jej nie zauważył. Dzięki odgłosom matek, dobrze wiedziała, gdzie znajduje się plac zabaw, na którym był Medyk. Zaparkowała na parkingu obok marketu. Przeszła na drugą stronę, zauważając jak mężczyzna spaceruje wokół fotelika. Usłyszała płacz dziecka i szybko podbiegła.
– Stój! – wycelował w nią bronią. – Chciałabyś, ale nie tak szybko. Jesteś sama?
– Tak. Zostaw ją. Co ci to dziecko zrobiło?
– Ona nic, a ty już tak. Sześć lat mojego zmarnowanego życia.
– Sam sobie je zmarnowałeś. Dlaczego zabiłeś swoją żonę?
– To był wypadek! Gdyby była mi posłuszna, to do niczego by nie doszło.
– Biłeś ją regularnie, nie ważne co zrobiła, lałeś ją jak twój ojciec matkę.
– Bo go nie słuchała, więc dostała karę.
Róża zauważyła dzikość w jego oczach. Zaczął trząść lekko głową w lewy bok. Robił dokładnie tak samo, jak ludzie psychicznie chorzy. Kobieta coraz bardziej zaczęła się bać o dziewczynkę. Medyk był zdolny do wszystkiego.
– A Magda, Monika, co one tobie zrobiły?
– Naiwne dziewuchy! Gdowski nie zazna ojcostwa tak jak ja, a ta smarkula nie chciała mnie! A miałaby przy mnie wszystko.
– Ona była bardzo podobna do twojej mamy.
– Mama. – szepnął. – Była dobra, zawsze przynosiła mi gumy i kazała chować przed tatą, ale była mu nie posłuszna, bo go zdradzała. Byłą dziwką. – skrzywił się.
– Zarabiała pieniądze, abyś ty miał tę gumę, a twój ojciec na wódkę.
– Mój tata nie pił!
– A co robił? Po śmierci matki też znęcał się nad tobą.
– Dość! Dość! Dość! – chwycił się za głowę. – Dlaczego nie czuwasz przy swoim mężusiu? Przecież ma dzisiaj operację.
– Jaką operację? – spojrzała na niego zaskoczona.
– Nie powiedział ci? Ha! To nic. Spotkacie się w tam na górze. Umrze jeszcze przed operacją.
– Co?
– Nie rozpoznałaś mnie wcześniej. Prawie mnie potraciłaś. – Doft pogrążyła się w wspomnieniach. – Pracowałem jako salowy. Dziś rano sprzątając, podmieniłem strzykawki, w której jest mieszanina narkotyków. Dostanie palpitacji serca i padnie jak zwierzyna.
– Nie…
– Ale pierwsza będzie ona.
– Nie!
Widząc jak wymierza w dziewczynkę bronią, wyciągnęła swoją i wycelowała w niego.
– Ach… Zapomniałbym ci powiedzieć. To ja cię wtedy postrzeliłem. Jeśli ja nie mogłem mieć dziecka, ty tym bardziej. Mogłem cię wtedy zabić, ale wolałem, żebyś cierpiała do końca życia. Za to Marek jest już w niebie. Dołączycie do niego wszyscy. – pociągnął za kurek, wprowadzając nabój do lufy.
Łukasz został przewieziony na salę operacyjną, gdzie był już anestezjolog, profesor i lekarz prowadzący.
– Jest pan gotowy, panie Łukaszu? – zapytała pielęgniarka.
– Tak, choć bardzo się boję.
– Jest pan w dobrych rękach. – zapewniła go.
Anestezjolog wziął strzykawkę i wprowadził do kroplówki. Minęły sekundy, kiedy Łukasz zaczął odczuwać przyspieszony puls serca. Szybko łapał powietrze. Anestezjolog poinformował o migotaniu przedsionków. Lekarze od razu przystąpili do akcji ratunkowej.
– Róża… – wyszeptał i stracił przytomność.
Kobieta celowała w mężczyznę. Kiedy miał już strzelać, usłyszeli wycie kogutów policyjnych. Medyk spojrzał na Doft z morderczym wzrokiem, a następnie na małą. Położył palec na spust. Padł strzał. Medyk upadł na ziemię, głośno jęcząc. Zraniła go w ramię, po czym oddała drugi, raniąc go w brzuch.
Koner słysząc dźwięk strzału, od razu zaczął biec w kierunku placu zabaw. Zobaczył jak Róża zbliża się do fotelika i jak Medyk wymierza w nią bronią.
– Róża! – usłyszała znajomy głos i odwróciła twarz w jego stronę.
– Doft. – spojrzała na mordercę, który celował w nią.
Poczuła mocny ból w klatce piersiowej i tracący oddech. Usłyszała jak ktoś oddał jeszcze jeden strzał, zabijając psychopatę. Kiedy osunęła się, poczuła jak Koner ją łapie.
– Łukasz… – szepnęła.
– Róża. – w oczach mężczyzny pojawiły się łzy.
– Radzym… – uśmiechnęła się lekko. – Obiecałam ci… I… Nie dotrzymałam… Słowa. – łapała powietrze. – Wybacz mi.
– Nie, Róża, nie zostawisz mnie. Jesteś silna, musisz być.
– Tak bardzo…
– Róża. – spojrzał na jej twarz. Miała zamknięte oczy. – Róża. – potrząsnął nią, aby oprzytomniałą. – Róża! – wtulił się w jej szyję i zaczął głośno płakać. – Nie zostawiaj mnie. Potrzebuję cię Różo. Jesteś dla mnie wszystkim.
Funkcjonariusze odciągnęli go od niej, aby medycy mogli ją zabrać do szpitala. Radzym klęczał na ziemi i patrzył jak karetka odjeżdża. Prokurator widząc to, kazał jednemu z policjantów, aby zawiózł go do niej.
Lekarz stwierdził zgon Medyka, który zmarł od razu po oddaniu strzału. Na jego twarzy widniał uśmiech satysfakcji. Foltynowicz kazał zabrać ciało i zebrać potrzebne dowody.
 Kiedy karetka dotarła na miejsce, od razu przewieziono Różę na blok operacyjny, a dziecko zabrali na obserwację. Żaneta dowiedziawszy się o tym, szybko pobiegła do swojej córki.
Doft została przygotowana do operacji. Lekarz musiał rozciąć klatkę piersiową, bo kula ugrzęzła dość głęboko w ciele pacjentki. Dostarczane były kolejne porcje krwi. Operacja była skomplikowana i trwała bardzo długo. Anestezjolog informował na bieżąco o stanie kobiety. Pielęgniarka, która przed operacją pobrała krew, aby ją zbadać, przekazała lekarzowi bardzo ważną wiadomość.
– Musimy ją uratować.
Kiedy wyjął kulę, nastąpiła zmiana rytmu serca. Zaczęło spadać ciśnienie. Wszyscy robili, żeby utrzymać ją przy życiu, przeprowadzając resuscytację.
– Tracimy ją…!
***
Róża przymrużyła oczy, żeby zobaczyć kto zbliża się do niej, wyławiając się z gęstej mgły.
– Łukasz? – szepnęła.
– Róża. – uśmiechnął się szeroko.
– Co…
– Ciii… – wskazał palcem na usta.
Stanął naprzeciwko niej i przyglądał się, zapamiętując każdą rysę na jej twarzy. Dotknął jej policzka, pocierając kciukiem. Zbliżył swoje usta do jej i wyszeptał:
– Kocham cię.
Róża zaczęła się od niego oddalać. Wyciągnęła rękę, aby mógł ją złapać, lecz on tylko się uśmiechał. Obok niego stanął chłopiec o jasnoniebieskich oczach. Ponownie zobaczyła jak macha do niej. Następnie zwróciła wzrok na Łukasza, który objął małego chłopca. Wtedy zrozumiała kim jest. Po jej twarzy spływały łzy radości. I ponownie nastała ciemność.
***
Kobieta stała nad grobem Łukasza Staszka. Przeżył trzydzieści osiem lat. Długo wpatrywała się w te słowa. W oku zakręciła się łza, którą szybko otarła. Zapaliła znicz i ułożyła kwiaty.
– Też cię kocham.
Kiedy opuściła cmentarz, Radzym czekał oparty o maskę samochodu. Widząc ją, uśmiechnął się ciepło.
– Pożegnałaś się z nim?
– Tak.
– To wsiadaj. – wskazał na drzwi.
– Radzym?
– Hm?
– Jeśli coś mi się naprawdę stanie…
– Jesteś nieśmiertelna i nie bredź takich głupot. Wsiadaj, bo zimno.
– Koner.
– Doft.
– Wiesz, że jesteś jedyną osobą w moim życiu?
– Nawet nie wiesz jak bardzo zrobiło mi się ciepło na sercu w ten listopadowy dzień. – obydwoje zaśmiali się.
– Umówiłeś się z tą pielęgniarką? – jego tajemniczy uśmiech mówił wszystko albo nic.
Róża zajęła miejsce obok Radzyma. Poprosiła go, aby pojechali razem do parku. Koner zatrzymał się i udał się ze swoją partnerką, która szła przed siebie, rozglądając się dookoła. Przystanęli przed dużym dębem.
– Po co tu przyjechaliśmy?
– Pamiętasz jak ci mówiłam, że skądś cię znam?
– Coś tam było. A co?
– Pamiętasz trzynastoletnią dziewczynkę, która była na tym drzewie i nie mogła zejść, bo jacyś chłopcy ją zaczepiali?
– To było z jakieś dwadzieścia lat temu.
– Pamiętasz?
– No pamiętam. Odciągnąłem ich, przepowiedziałem do rozumu i dali jej spokój. Miała piękne oczy. Pierwszy raz takie widziałem. – spojrzał na Różę. Jego uśmiech znikł z jego twarzy, zamieniając w szok. – Ty…. Ale jaja. Przyznałem się do czegoś, co ukrywałem przez tyle lat.
– Marzyłeś o mnie? – spojrzała podejrzliwie.
– Coś ty. Ja o tobie? Nieee…
– Radzym.
– Jedziemy na komisariat, bo zimno.
– Miałam wtedy trzynaście lat.
– A ja siedemnaście.
– Ale staruch z ciebie.
– Jeszcze mam werwę i krzepę.
– Oj tak.
Śmiali się tak długo, aż ich rozbawienie nie przerwał telefon od Adama. Partnerzy wrócili do samochodu. Radzym spojrzał na jej rozradowaną twarz i przypomniał sobie ostatnie słowa Łukasza:
„Jeśli kochasz Różę, to wiesz co masz zrobić.”
Wiem.
– A jak czuje się nasz mały Staszek? – dotknął ciążowy brzuch Róży.

Koniec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz