Jestem przy Tobie

Partnerka

Partnerka II

Partnerka III

16 marca 2019

Partnerka III

7

Dziewczyna bawiła się ze swoją młodszą siostrą w piaskownicy, budując duży zamek, kiedy podeszli do nich starsi chłopcy, rozdeptując go.
– Hej! Co robisz?! – dziewczyna szturchnęła go.
– Taka duża, a buduje zamek z piasku. – zaśmiał się.
– Nie widzisz, że bawię się z siostrą?
– Ta mała to twoja siostrunia? – odezwał się drugi, podchodząc do niej.
– Uciekaj! – krzyknęła, a jej siostra ruszyła biegiem do domu.
– No i co zrobiłaś, smarkulo?!
– pociągnął ją za włosy.
– Ała. To boli!
– I bardzo dobrze.
– Uciekła. – rzekł zdyszany chłopak.
– To nic. Mamy ją.
– Co jej zrobimy?
– To co każdej. Pokażemy jak stać się waleczną kobietą.
Dziewczyna wiedziała do czego oni są zdolni. Ogolone na łyso głowy, mocne ciosy w twarz i dolne partie ciała. Kilka jej koleżanek spotkało to samo. Były poobijane, a jedna miała nawet złamaną rękę. Nikt nie złapał chuliganów, bo dziewczynki bały się przyznać do tego.
Zaciągnęli ją do swojej kryjówki. Kiedy jeden szukał sznurka, aby ją przywiązać, drugi trzymał ją za ręce, lecz nie był tak silny jak pierwszy, więc dziewczyna wykorzystała okazję i nadepnęła go na stopę, a potem odwróciła się i kopnęła w kroczę. Drugi rzucił się na nią, ale ta była szybsza. Nachyliła się, biorąc garść piachu w dłonie i rzucając mu prosto w twarz. Ogłuszyła ich na chwilę, więc szybko wydostała się ze środka i zaczęła biec ile sił w nogach. Nie trwało to długo, kiedy usłyszała ich krzyki. Przestraszyła się jeszcze bardziej i w panice wdrapała się na stary dąb. Chłopcy podbiegli do drzewa i krzyczeli, aby zeszła. Obok przechodziła grupka młodzieży. Wśród nich był on, który zainteresował się całą sytuacją. Odciągnął chłopaków od drzewa i postraszył ich. Dziewczyna obserwowała ich z góry, widząc jak chuliganie robią się potulni.
– Żebym was tu nigdy więcej nie widział! – krzyknął za nimi i podszedł do drzewa. – Możesz już zejść. Jesteś bezpieczna.
– A jak oni tu wrócą?
– Nie wrócą. Przemówiłem im do rozumu.
– Na pewno?
– Tak. Zejdź.
Wyciągnął do niej dłoń. Dziewczyna powoli schodziła z gałęzi na gałąź, ale przy końcu osunęła się jej noga i straciła równowagę, spadając w dół. Chłopak próbował ją złapać, lecz siła uderzenia była tak mocna, że obydwoje wylądowali na trawie twarzami do siebie. Chłopak oniemiał na widok jej jasnoniebieskich oczu. Pierwszy raz w swoim życiu widział taki odcień. Był zachwycony ich widokiem. Próbował zapamiętać każdą rysę, każdą kropkę na tęczówce.
– Przepraszam, nie chciałam na pana wpaść.
– Jaki pan? – zaśmiał się. – Nic się nie stało.
– Jeszcze raz przepraszam. – wstała i otrzepała się. On zrobił dokładnie to samo co ona. – Dziękuję, że pan ich odciągnął. Gdyby nie…
– Ciii… Już więcej nie będą tobie dokuczać.
– Dziękuję. – uśmiechnęła się i odwróciła, aby pobiec do domu.
– Spotkamy się jeszcze? – krzyknął za nią.
– Jeśli jesteś mi przeznaczony, to tak.
Róża ocknęła się, porywając się na krześle. Spojrzała zaspanym wzrokiem na Konera, który przyglądał się jej podejrzliwie.
– Wszystko dobrze?
– Tak. Miałam dziwny sen.
– Jaki?
– Nie ważne. Wiadomo co ze stanem Łukasza?
– Nie. Jeszcze nie przyszedł jego lekarz.
– Co oni się tak długo naradzają? – wstała, aby rozprostować kości. – Długo spałam?
– Nie. Jakieś pół godziny.
– Miałam szybki sen.
– Opowiesz mi?
– To nic sensownego. – machnęła ręką i rozglądała się po korytarzu.
Ochroniarze stali przy drzwiach do sali Łukasza. Róża od czasu do czasu spoglądała na nieprzytomnego mężczyznę. Kiedy mieli już opuszczać szpital, przyszedł do nich lekarz, informując ich o decyzji profesora, który wyraził zgodę na operację, lecz ta miała odbyć się za parę dni, co mogłoby spowodować pogorszenie się stanu pacjenta. Doft była wściekła na lekarzy, ale nie wyraziła tego. Profesor miał wrócić z Niemiec i sam przeprowadzić skomplikowaną operację.
Śledczy wrócili na komisariat. Przez cała drogę milczeli. Koner martwił się o swoją partnerkę. Bolało go jej cierpienia, choć wiedział, że kobieta nie przyzna się do tego. Natomiast Róża była pogrążona w myślach. Dobrze wiedziała, że to Medyk odwiedził Staszka przed Robertem. I jego szyderczy uśmiech. Przez jej ciało przeszedł dziwny dreszcz, taki sam jak pierwszy raz go ujrzała. Stał na środku sypialni, patrząc jak medycy próbują przywrócić jego żonę do życia, ale było za późno. Kiedy oznajmili zgon, sam zaczął ją reanimować, pokazując swoją rozpacz. Policjanci próbowali odciągnąć go od niej, ale on był silniejszy. Wszyscy wierzyli w jego wersję wydarzeń. Nawet Róża nic nie podejrzewała. Dopiero po postrzale stała się czujna.
– Idziemy na obiad? – Koner zaparkował przed budynkiem.
– Chyba podwieczorek. Nie jestem głodna.
– Nie jadłaś cały dzień. – wysiedli z auta.
– Nic mi nie będzie.
Doft weszła do środka, jadąc windą na górę. Otrzymała telefon od mafiosy, który poinformował ją o stanie swojej córki. Na twarzy kobiety zagościł szeroki uśmiech. Obiecała, że w ciągu kilku dni przyjedzie do kliniki, aby porozmawiać z Martą Law. Weszła do biura i ujrzała na swoim biurku, bukiet czerwonych róż, a w środku znajdował się liścik. Wyjęła go i o mało nie zemdlała na widok słów.
„Będziesz następną, piękną kobietą, po której spłynie czerwona jak te róże krew. Już nie mogę się doczekać, kiedy cię zasmakuję. Mniam!”
Wyrzuciła kwiaty do kosza, ale po chwili je wyjęła. Były one dowodem. Zadzwoniła do Konera, który po chwili pojawił się na komisariacie.
– Co to za świr?! On tobie grozi.
– Wiem.
– I siedzisz tak spokojnie?
– A co mam zrobić?! Biegać i krzyczeć ze strachu? Nie! Muszę go dorawać osobiście. – uderzyła pięścią w blat biurka.
– Jesteś w cholernym niebezpieczeństwie. Nie pozwolę, żebyś wpadła w jego łapy. Nie mogę cię stracić. – chwycił ją za ramiona i spojrzał jej głęboko w oczy.
– Muszę się z nim spotkać, wtedy go dorwę.
– Nie pozwolę na to. Wybij to sobie z głowy.
– Radzym, inaczej go nie złapię.
– Nie spotkasz się z nim sam na sam. Inaczej rozegramy tę grę.
– Ciekawe jak?
– Z każdej sytuacji jest wyjście.
– Ale z tej nie ma.
– Róża!
– Koner, muszę doprowadzić do tego spotkania.
– Nie!
Odwrócił się i szybkim krokiem wyszedł. Nie czekał na windę. Był wściekły na nią. Miał ochotę rozwalić wszystko, co wpadło w jego ręce. Poszedł na siłownię, aby rozładować złość. Doft obserwowała go z okna kuchni. Nie lubiła kłócić się z Konerem. To jego wsparcia potrzebowała najbardziej.
Przez kilka dni śledczy nie odzywali się do siebie. Kiedy opuszczała komisariat, wiedziała, że ktoś ją śledzi. Nie wytrzymała i pewnego dnia przebrała się w publicznej toalecie, uciekając swojemu ochroniarzowi. Ten od razu poinformował swojego szefa. Mężczyzna wściekł się i pojechał do niej. Kiedy kobieta brała prysznic, usłyszała głośne walenie do drzwi. Owinęła się ręcznikiem i poszła zobaczyć, kto przyszedł. Przez wizjer zobaczyła wpatrującą się twarz. Szybko odsunęła się, łapiąc powietrze. Przekręciła zamek i otworzyła drzwi.
– Co ty sobie wyobrażasz?! – wysyczał Radzym.
– A ty? Wynająłeś kogoś, aby mnie pilnował.
– Martwię się o ciebie.
– To martw się o siebie.
Odwróciła się na pięcie i poszła do kuchni. Koner wszedł za nią do środka. Zauważył, że wstawiła wodę na kawę. Usiadł i patrzył na nią jak krząta się w samym ręczniku między półkami. Postawiła przed nim kubek i zajęła miejsce naprzeciw niego.
– Po co to zrobiłeś? Zrozumiałabym, gdybyśmy byli parą, ale my tylko pracujemy ze sobą.
– Nie chcę stracić kolejnej dobrej partnerki, do której mam zaufanie.
– Och, jakie to słodkie. A do Beaty też miałeś zaufanie?
– Nie mówmy o tym.
– A gdybym była taka sama jak ona i próbowała cię zabić?
– To już dawno leżałbym w piachu.
– Fakt.
Zamilkli na dłuższą chwilę. Radzym wpatrywał się w dno kubka, a Róża obserwowała go. Przyglądała się mu uważnie. Badała każdy fragment jego ciała, rysy na twarzy, jego muskularne ramiona... Uważała go za przystojnego mężczyznę, ale był jej kolegą z pracy, przyjacielem. Może nawet kimś więcej… Zamknęła oczy i potrząsnęła głową.
– Jutro jadę do Marty Law.
– Po co? Przecież jest w śpiączce.
– Tydzień temu wybudziła się z niej i chciałabym z nią porozmawiać. Może coś pamięta.
– Była przez sześć lat w śpiączce, więc wątpię żeby coś pamiętała.
– Zdarzają się przypadki, że pamiętają całe zdarzenie przed wypadkiem.
– I niby ona może być tym przypadkiem?
– Tak.
– Jadę z tobą.
– Ale…
– Bez dyskusji. – wstał z krzesła. – Dzięki za kawę, ale mogłabyś ją lepiej zaparzyć. Cześć.
– Bezczelny cham.
– Słyszałem.
– I bardzo dobrze.
Usłyszała zamykające się drzwi. Czuła miłe uczucie, że jest ktoś jeszcze na tym świecie dla kogo jest ważna. Odstawiła kubek do zmywarki i chciała iść się ubrać, kiedy do środka wszedł mężczyzna.
– Dlaczego nie zamykasz drzwi na klucz?!
– Jeszcze nie poszedłeś?
– Powinnaś od razu zamknąć drzwi. Medyk może w każdej chwili tu wejść i zastać cię w samym ręczniku.
– Ty masz większą obsesję na jego punkcie niż ja.
– Żebyś wiedziała, że tak.
– Dobrze, że się przyznałeś.
– Boję się o ciebie. Widziałem śmierć swoich dwóch poprzednich partnerek, trzeciej nie zniosę, więc proszę cię, uważaj na siebie i zamknij te cholerne drzwi po moim wyjściu.
– Dobrze, zamknę. – podeszła blisko do niego.
– Róża, to nie są żarty. Jesteś dla mnie ważna. Tylko ciebie mam i tylko tobie ufam. Żadna nie zastąpi mi Pauliny tak jak ty.
Kobieta opuściła głowę, patrząc w podłogę. Dlaczego poczuła przypływ smutku? Ból uciskający ją w klatce piersiowej? Radzym ujął jej twarz i spojrzał głęboko w oczy.
– Obiecaj mi, że będziesz ostrożna. I nie zostawisz mnie.
– Jeszcze długo będziesz się ze mną męczył. – na jej ustach wkradł się lekki uśmiech.
Obydwoje długo wpatrywali się w siebie. Róża delikatnie odchyliła głowę, czując ciepło dłoni Radzyma. Lekko przymknęła oczy, rozchylając wargi. Chciała, bardzo chciała, wręcz pragnęła…
– Jutro przyjadę po ciebie o ósmej i pojedziemy razem do pracy, a potem do szpitala.
Odwrócił się i opuścił jej mieszkanie. Doft stała oszołomiona na środku korytarza. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Zamknęła drzwi i poszła do pokoju, ubrać się. Kiedy już to zrobiła, spojrzała na swoje odbicie w lustrze i zlustrowała się od góry do dołu.
– Co ty sobie wyobrażasz, kobieto? Podrywać swojego kolegę z pracy? On nie jest dla ciebie i dobrze o tym wiesz. Ciągle myśli o swojej ukochanej, a ty? Pamiętaj, że jeszcze jest Łukasz. – zamilkła, podchodząc bliżej. – Przyznaj się, Koner coraz bardziej cię pociąga, co nie? Nie możesz się oprzeć? Chcesz go przelecieć. Zgadłam? – zamknęła oczy. – Dość! Gadam sama do siebie. Brak faceta. BRAK FACETA! Muszę sobie kogoś znaleźć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz