Po przesłuchaniu, Staszek poprosił
Radzyma na słowo. Mężczyzna był zaskoczony jego zachowaniem. Nie przepadali za
sobą, więc policjant domyślił się, że to on ściągnął tutaj Różę, żeby nie
zawracał głowy Łukaszowi.
– Rozmawiałeś z Różą? – zapytał,
kiedy znaleźli się w cichym miejscu.
– Wczoraj tutaj była.
– Na pewno pytała się o waszych
wrogów. Zastanów się dobrze, kto mógł to zrobić. Weź też pod uwagę, że ktoś
mógł zlecić zabójstwo Pauliny.
– Nie mam pojęcia. Nikt mi nie
przychodzi do głowy.
– Róża ściągnęła wszystkie akta
śledztw, które prowadziłeś z Pauliną.
– Przecież jest ich tyle…
– Wiem ile tego jest. To może długo
potrwać, bo Róża nie chce niczyjej pomocy, więc proszę cię, nie ponaglaj jej.
Musisz być cierpliwy.
– Jak mam być cierpliwy, kiedy
zabójca mojej ukochanej jest na wolności?
– Daj jej czas.
Usłyszeli krzyki i śmiech dobiegające
z biura. Radzym od razu poszedł zobaczyć co się dzieje. To co zobaczył, było
dla niego kolejnym zaskoczeniem. Róża była w objęciach Damiana Franka, który
był detektywem i od czasu do czasu prowadził sprawy, które były powiązane z
policją. Kobieta śmiała się na cały głos, kiedy ten obracał ją wokół własnej
osi. Pierwszy raz zobaczył ją rozweseloną. Dołeczki, które pojawiły się w
policzkach, dodały jej uroku. Radzym uśmiechnął się na jej widok, przypominając
sobie Paulinę, lecz szybko oprzytomniał, kiedy obok pojawił się Staszek.
– Jak za starych, dobrych czasów. –
komisarz wyszedł ze swojego gabinetu.
– Wróciłaś? – Damian postawił ją i
objął ramieniem.
– Nie. Staszek mnie wezwał, żebym
rozwiązała sprawę Pauliny.
– I jak ci idzie?
– Jak flaki z olejem.
– Co tu robisz? – Staszek podszedł do
nich, witając się z Frankiem.
– Nie było cię w kancelarii, a twoja
sekretarka powiedziała mi, że tu cię znajdę. Musimy porozmawiać. – rzekła poważnym
tonem, spoglądając na Radzyma.
– Dobrze. Chodźmy do sali
przesłuchań.
Kobieta skinęła głową i razem z
prokuratorem udali się do pomieszczenia. Róża wyłączyła mikrofon, bo wiedziała,
że Koner będzie stał po drugiej stronie. Usiadła naprzeciwko Łukasza i
przyglądała się mu w milczeniu.
– Znalazłaś coś?
– Tak. Sprawa sprzed czterech lat.
Adam Kortina. Był snajperem, ale również pracował dla mafii narkotykowej.
Paulina i Radzym zajmowali się tą sprawą. Chcieli złapać szefa, ale on wiedział
o ich każdym ruchu przez Adama i zawsze był o krok przed nimi. Ścigali go przez
pół roku. Złapali, ale...
– Ale co?
– Podczas strzelaniny, Radzym zabił
Adama. Ktoś może mścić się.
– Skąd możesz wiedzieć, że to o niego
chodzi?
– Siedziałam nad aktami całą noc. I
tylko ta sprawa jest podejrzana, bo wynika z tego, że Kortina nie miał nikogo
bliskiego.
– Bo może nie miał.
– Miał. – wstała i zaczęła chodzić
wokół stolika. – Miał narzeczoną, ale nie wiadomo co się z nią stało.
– Skąd to wiesz?
– Podzwoniłam to tu, to tam. Nie
ważne. Tylko nie wiem kim ona była. Lub jest.
– Myślisz, że...
– Miała cztery lata, żeby nauczyć się
strzelać ze snajperki. Łukasz. – nachyliła się i spojrzała mu w oczy. – Musimy
ją znaleźć.
– Ale nic o niej nie wiemy, więc jak
chcesz to zrobić?
– Nie wiem. – zapadło między nimi
milczenie. Obydwoje pogrążyli się w myślach. – Załatw mi widzenie z Walickim.
– Po co?
– To on zwabił Paulinę i Radzyma na
dach. Musi coś wiedzieć.
– Pojadę z tobą.
– Nie. Sama chcę z nim porozmawiać.
– Róża. – wstał i podszedł do niej. –
Zleciłem tobie to zadanie. – ujął jej twarz. – Daj sobie pomóc.
– Sama rozwiążę tę sprawę. – wzięła
jego dłonie. – Nigdy więcej mnie nie dotykaj. – cofnęła się kilka kroków. –
Załatw mi widzenie. Najlepiej jeszcze dziś.
Wyszła z sali i udała się do biura, żeby
pożegnać się z policjantami. Zauważyła siedzącą naprzeciwko Radzyma kobietę.
Obydwie zlustrowały się wzajemnie. Komisarz rozmawiał z Konerem o kolejnej
sprawie, natomiast Frank tłumaczył coś Beacie, przeglądając zdjęcia.
– Róża. – komisarz podszedł do niej.
– Wszystko w porządku? – objął ją ramieniem.
– Tak. Przeszłam się pożegnać.
– Dostałaś zaproszenie na
siedemdziesięciolecie istnienia komisariatu?
– Nie.
– To chodź do mojego gabinetu, dam
tobie.
– Nie chcę, nie mam czasu na
przyjęcia.
– To musisz znaleźć. Byłaś tu jedną z
najlepszych policjantek. Twoje odejście spowodowało tu wielką rewolucję. Tylko
ja tu zostałem z naszej paczki.
– Podobno zostałeś zmuszony do tego.
– To prawda. – szepnął. – Chodź. –
udała się za nim. – Proszę. – podał jej
kopertę. – Możesz przyjść z partnerem.
– Jeśli ty nim zostaniesz. – zaśmiała
się.
– Gdybym nie miał żony, to bez
problemu.
– Ożeniłeś się z Martą?
– Tak wyszło. – parsknął. – Mamy
dwójkę dzieci. – wyciągnął zdjęcia z portfela. – To Robert, a to Zuzia.
– Zuzia jest na ciebie podobna.
– Córeczka tatusia. – zaśmiali się. –
A ty? Od tamtego czasu nie związałaś się z nikim?
– Nie.
– Szefie, mogę na chwilę? – do środka
weszła policjantka.
– To ja już pójdę.
– Zaczekaj. Poznaj partnerkę Radzyma,
Beata Kroft. Beato, to Róża Doft.
– Ta Róża Doft? – podała jej dłoń,
patrząc na nią zachwycona.
– Zależy co ma pani na myśli. –
zaśmiała się.
– To pani rozwiązała sprawę wielkiego
koncernu w cztery dni.
– To było dawno i nieprawda, że w
cztery dni. Już prędzej prowadziłam tę sprawę.
– Teraz na pewno prowadzi pani
śledztwo w sprawie Pauliny.
– Tak.
– Wiadomo już coś? – zapytała
zaciekawiona, zbliżając się do niej.
– Nie. – rzekła ostrym tonem. Nie
podobała jej się postawa Beaty. Kobieta próbowała być miła, ale jej ciekawość
zraziła Różę. – Pójdę już. Muszę załatwić jeszcze kilka spraw.
– Dobrze. Zastanów się nad
przyjęciem.
– Okej.
Ominęła Beatę i wyszła z gabinetu.
Przed opuszczeniem biura, Radzym zatrzymał ją, lecz kobieta szybko wyjaśniła
mu, że jeszcze nie ma żadnych dowodów i ma dać jej czas na rozwiązanie.
Mężczyzna wziął głęboki oddech i wrócił do pracy. Razem z Beatą pojechał na
kolejną akcję. Dostali wezwanie, że kobieta w ciąży popełniła samobójstwo. Na
miejscu był już prokurator wraz z funkcjonariuszami. Policjantka nie mogła
znieść widoku młodej samobójczyni i opuściła pomieszczenie. Koner zebrał
potrzebne dowody i pojechał z partnerką, poinformować jej bliskich o nagłej
śmierci.
– Ciekawe co skłoniło tę dziewczynę
do tak drastycznego czynu. – rzekła Beata, kiedy jechali do rodziców
samobójczyni.
– Za chwilę się dowiemy.
– Albo i nie. W mieszkaniu nie
znaleziono żadnych rzeczy, by z kimś mieszkała. Ciekawe gdzie jest ojciec
dziecka? Może ją zostawił i to było powodem jej śmierci. Trzeba go znaleźć i
przesłuchać. Niech wie co spowodował.
– Możesz przestać gadać? Nie wiemy
dlaczego to zrobiła, a ty już wydałaś wyrok w tej sprawie.
– A masz inną opcję?
– Siedź cicho.
– Dużo żeś powiedział.
– Wolę milczeć niż mówić jakiekolwiek
bzdury. – rzucił jej ostre spojrzenie.
– Jak Paulina wytrzymywała z takim
mrukiem? Z tobą nie da się normalnie rozmawiać.
– Jakoś wytrzymywała.
– A teraz nie żyje. – Radzym nie
wytrzymał i zahamował z całej siły. – Zwariowałeś?!
– Wysiadaj! Mam dosyć pracy z tobą!
Jeszcze dzisiaj załatwię, żebyś nie pracowała ze mną.
– Nikt się na to nie zgodzi.
– Wolę sam pracować niż z kimś takim,
co nie dorasta do pięt Paulinie, więc zabieraj swoje cztery litery i
wypierdalaj.
– Jesteś idiotą!
Zabrała swoją torebkę i trzasnęła z
całej siły drzwiami, idąc w kierunku w którym zmierzali. Mężczyzna wziął
głęboki oddech i z piskiem opon ruszył do rodziny samobójczyni, docierając
przed swoją partnerką.
Wiele razy informował ludzi o
tragedii ich bliskich, lecz tym razem było to ciężkie wyzwanie. Ciągle myślał o
tym co zrobił. Może nie powinien się wyżywać na Beacie? Ona nie była winna
śmierci jego ukochanej, ale sama myśl o Paulinie, zabijała Radzyma od wewnątrz.
Ból po jej stracie był nie do zniesienia. Stał przed drzwiami i wpatrywał się w
dzwonek. Jak miał powiedzieć rodzicom dziewczyny, że podcięła sobie żyły? Że
stracili nie tylko córkę, ale i też wnuka. Zamknął oczy i ukazała się mu była
partnerka. Uśmiechnięta, skinęła głową. Nacisnął dzwonek. Nie musiał długo
czekać, aż drzwi się otworzą.
– Dzień dobry. Pan do kogo? –
zapytała kobieta w średnim wieku.
– Witam. Radzym Koner. – pokazał
swoją oznakę. – Czy mógłbym wejść?
– Proszę. – udał się za panią domu do
salonu. – Niech pan spocznie.
– Dziękuję. Czy jest może mąż?
– Tak. W swoim gabinecie. Poproszę
go. – poszła po niego, a policjant rozejrzał się dookoła. Nigdzie nie było
fotografii dziewczyny wśród tych, które były rozłożone na komodzie.
– Dzień dobry. Leszek Rybicki. –
podał mu dłoń.
– Radzym Koner.
– Co pana do nas sprowadza? Czy coś
się stało?
– Matylda Rybicka to państwa córka,
tak? – zadając to pytanie, zauważył wahanie między małżeństwem.
– Co z nią? – zapytał mężczyzna.
– Muszę państwa poinformować, że
wasza córka popełniła samobójstwo.
– Co? – kobieta złapała się za gardło
i zaczęła szybko oddychać. – To jest niemożliwe. Moja córeczka… Matylda.
– Uspokój się kochanie. – mąż chwycił
ją za rękę i przytulił do siebie.
– Przepraszam, ale muszę zadać
jeszcze jedno ważne pytanie.
– Jakie? – mężczyzna spojrzał na
niego.
– Gdzie jest ojciec dziecka?
– Skąd mam to wiedzieć? Nawet nie
wiem kim on był. Moja córka oznajmiła nam, że jest w ciąży, a kiedy powiedziałem
jej, że jak urodzi to ma oddać je do adopcji. Wściekła się, zabrała swoje
rzeczy i tyle ją widzieliśmy. A teraz? Nie mam córki, nie mam wnuka, nie mam
nic. Rozumie pan? Nie mam nic. – po jego twarzy spływały łzy.
– Wiem jak to jest stracić osobę,
którą bardzo się kocha. Proszę przyjąć moje kondolencje. – wstał i uścisnął
dłoń mężczyzny. – Niech pan zajmie się żoną. Wiem gdzie jest wyjście. Do
widzenia.
– Do widzenia.
Róża brała prysznic, kiedy usłyszała
dzwonek do drzwi. Owinęła się i wściekła, ruszyła zobaczyć gościa.
Kto o tej porze przychodzi w odwiedziny?
– Łukasz, co ty tutaj robisz o tej
porze? Wiesz która jest godzina? – wytknęła głowę za drzwi, nie ukazując
sylwetki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz